KONKURS! Wygraj książkę "Elżbieta II - O czym nie mówi królowa" - Dzień 2 - "Crawfie i Bobo - prawdziwe matki królowej"

poniedziałek, 4 kwietnia 2016





















Fragment II "Crawfie i Bobo - prawdziwe matki królowej"


Dziwne jest życie w złotej klatce: piastunki, bony i guwernantki zastępują książętom rodziców i przyjaciół. Z całego korowodu niań Lilibet najważniejsze były Crawfie, czyli Marion Crawford, oraz Bobo, czyli Margaret MacDonald.

Crawford zatrudniła w 1932 roku matka królowej, wówczas księżna Yorku. Miała pomagać w opiece nad córkami - siedmioletnią Elżbietą i młodszą o cztery lata Małgorzatą. Przyszły król Jerzy VI udzielił guwernantce krótkiego instruktażu: "Na litość boską, proszę tylko nauczyć dziewczynki porządnie pisać. O nic więcej pani nie proszę". Crawfie zrobiła z pewnością dużo więcej - była właściwie jedną stałą nauczycielką Elżbiety od dziewiątego do osiemnastego roku życia. Choć lekcji tych nie było zbyt wiele - Elżbieta uczyła się nie więcej niż dwie godziny dziennie. 

Crawford wiernie służyła Windsorom przez szesnaście lat. Była taka oddana, że przełożyła nawet własny ślub, by nie sprawiać kłopotu royalsom. Kiedy w 1950 roku opublikowała w Stanach Zjednoczonych swój bestseller, pamiętnik "The Little Princesses", z dnia na dzień została uznana za zdrajczynię. Musiała zniknąć i nigdy już nie zobaczyła żadnej ze swoich podopiecznych. 

Określenia 'to do a crawfie' zaczęto używać w pałacach jako synonimu czasownika 'zdradzić'. Crawfie spotkała surowa kara, choć jej ciepła książeczka była elementem kampanii zacieśniania stosunków brytyjsko- amerykańskich, a jej treść została uzgodniona z Foreign Office. Zresztą w pamiętniku nie było żadnych rewelacji, po prostu pozwalał zrozumieć, jak trudne jest dzieciństwo w złotej klatce. "Inne dzieci były dla nich jak istoty z odległego świata. (...) Dziewczynki bardzo chciały porozmawiać z nimi i się zaprzyjaźnić, ale nie patrzono na to zbyt przychylnie", pisała opiekunka. Z relacji Crawford dowiadujemy się też, jak wielkim uczuciem trzynastoletnia Elżbieta obdarzyła Filipa już od pierwszego spotkania w 1939 roku. Sama Crawfie nie była tak zachwycona "Strasznie się popisywał" - wspomniała. Wszystkie te niedyskrecje najlepiej podsumowała młoda Elżbieta już jako królowa. "Nikomu nie będziemy umieli w pełni zaufać" - rzuciła podczas jednej z rodzinnych dyskusji. Była w tym odrobina przesady, bo królowa miała drugą piastunkę z dzieciństwa, której zwierzała się aż do jej śmierci. Była nią Bobo, Margaret MacDonald, postać jak na królewski pałac zupełnie niezwykła.

Córka kolejarza z Inverness wychowała sięw małym domu przy torach. Zaczęła się opiekować Elżbietą wkrótce po jej narodzinach. W ciągu kilku lat zaskarbiła sobie ogromne zaufanie swojej podopiecznej. Spała z nią w jednym pokoju i dzieliła wszystkie dziecięce dramaty i tajemnice. Bobo odgrywała ważną role także w życiu dorastającej księżniczki. To jej następczyni tronu zwierzała się ze swoich wątpliwości co do Filipa (podczas drugiej wojny światowej, gdy on pływał po morzach i oceanach, a ona dziergała dla niego skarpety i szaliki). Także potem, kiedy Elżbieta została królową, Bobo była jedną osobą, która darzyła głębokim zaufaniem praktyczna, spokojna Szkotka dobrze wpływała na Lilibet, mieszkała na stałe w pałacu Buckingham i towarzyszyła jej w większości zagranicznych wojaży (oficjalnie była królewską garderobianką). Monarchini brała u niej lekcje oszczędności, z której słynie do dziś. To od Bobo nauczyła się chomikować na kolejną okazję papier po prezentach na Boże Narodzenie i urodziny. 

Bobo i Elżbieta były ze sobą tak blisko, że piastunka przyszłej królowej miała zwyczaj mówić o sobie i o swojej podopiecznej, jakby były jedną osobą "Dziś się zaręczyłyśmy" - oświadczyła dumnie MacDonald wiosną 1947 roku, kiedy Jerzy VI w końcu zgodził się na związek córki z księciem Filipem. Bobo wyjechała z Elżbietą nawet w podróż poślubną. To właśnie do niej na kilka dni przed śmiercią zwrócił się Jerzy VI, gdy na lotnisku Heathrow żegnał córkę przed podróżą do Afryki. "Opiekuj się księżniczką" - poprosił ciężko chory władca. Zmarł we śnie 6 lutego 1952 roku. Bobo żyła jeszcze długo, do 1993 roku, zawsze była najwierniejszą przyjaciółką królowej, może dlatego mało kto o niej słyszał.

księżniczka Elżbieta z Bobo

Księżniczka Elżbieta i Małgorzata z Crawfie

***
Dzień 1 klik "Poród z ministrem"

3 komentarze

  1. Takie osoby jak Rodzina Królewska muszą z rozwagą dobierać swoich służących czy współpracowników :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest nowe zdjęcie na twiterze https://twitter.com/PEOPLEroyals/status/717060454976237568/photo/1?ref_src=twsrc%5Etfw

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest wiele opowieści obrazujących bliskość Elżbiety i Bobo. Gdy księżniczka Elżbieta była w Kenii i dotarła do niej wiadomość, ze została królową (umarł Jarzy VI) weszła do domku, w którym Bobo czyściła jej buty. Gdy ta zgięła się w głębokim ukłonie, królowa podobno powiedziała "O nie, ty tego nie musisz robić".
    Podobno siadywała przy wannie, gdy królowa brała kąpiel i opowiadała jej ploteczki o pałacowej służbie.
    Bobo doprowadzała również do rozpaczy królewskich projektantów mody. Królowa nigdy nie interesowała się modą i często polegała na radach Bobo i Patricka Plunketa (jeden z najbliższych przyjaciół Elżbiety, z którym była bardziej związana niż z hrabią Carnarvon). O ile Plunket był znany z dobrego gustu, o tyle Bobo niestety nie. Podobno nie odpuściła w jednej sferze - torebek królowej. Uchodziły one za koszmarne, za co winiono właśnie Bobo. Projektanci próbowali to obejść - często dołączali do zaprojektowanej przez siebie kreacji pasujące torebki w prezencie. Niestety bezskutecznie.

    OdpowiedzUsuń